Dardziński Edward

Edward Dardziński (1929-2017) 19 maja 2017 r. zmarł Edward Dardziński – nasz kolega i przyjaciel, łomżyniak z krwi i kości, bardzo silnie związany emocjonalnie z Łomżą i wszystkim, co jej dotyczy oraz z koleżankami i kolegami z Łomży, stale obecny na spotkaniach warszawskiego Koła Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej, gdy tylko pozwoliło mu na to zdrowie. Zawsze uczestniczył w zjazdach nauczycieli i absolwentów szkół łomżyńskich. Był również na ostatnim zjeździe, choć czuł się nie najlepiej i ustaliliśmy, że nie weźmie w nim udziału. Kupił mi bilet na PKS i odprowadził na dworzec autobusowy w Warszawie. Ja pojechałem, a w kilka godzin później spotkałem Edka w Łomży, choć pobyt na zjeździe sprawiał mu dużo kłopotów, bo w związku ze swoim stanem zdrowia sam musiał przygotowywać sobie posiłki. Nie mógł odmówić sobie zobaczenia Łomży, szkoły i kolegów.W ostatnich latach odwiedzałem go w Warszawie i głównym tematem naszych rozmów były wspomnienia z Łomży. Dzieciństwo i młodość spędził w Łomży. Poznaliśmy się we wrześniu 1945 r., gdy rozpoczynaliśmy naukę w I klasie Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym w Łomży przy ul. Bernatowicza. Uczyliśmy się w równoległych klasach (on z jęz. angielskim, ja z jęz. francuskim) i byliśmy dobrymi kolegami. W 1947 r. zbliżyliśmy się do siebie, bo razem z kilkoma innymi kolegami postanowiliśmy założyć Koło Braci Atomów, którego celem była dobra nauka, praca przy odbudowie zniszczonego kraju i szerzenie dobra wśród ludzi. Był to dla większości z nas taki młodzieńczy „słomiany ogień”, bo Koło po jednym spotkaniu nie kontynuowało żadnych działań – ale ta idea nas zbliżyła (szerzej na ten temat – patrz Wiadomości Łomżyńskie nr 9 z 2007 r.). Po ukończeniu Gimnazjum (klasa 9a – reforma szkolnictwa – nadruk na świadectwie, że jej ukończenie jest równoważne z „małą maturą”) ja zostałem w „Ogólniaku”, a Edek wraz z grupą kolegów kontynuował naukę w 3-letnim Technikum Przemysłu Drzewnego w Łomży. Edek podjął taką decyzję, bo spodziewał się trudności z dostaniem się na studia (ojciec przedwojenny policjant, później żołnierz Armii Andersa). Był to rok 1948. W 1950 r. los znów nas zbliżył – od początku października do Bożego Narodzenia siedzieliśmy w areszcie UB na Nowogrodzkiej 5 – byliśmy parę metrów od siebie – ja w celi, Edek w „karcu”, w okropnych warunkach – wąziutka celka, bez okna, można było w niej stać tylko przy drzwiach, woda kapała z sufitu, a jedynym „umeblowaniem” były okute blachą więzienne drzwi leżące na mokrym piasku i blaszana bańka jako „toaleta”. Edek przesiedział w tej celi na zmianę z Tadkiem Modzelewskim około półtora miesiąca. Dlaczego – nie wiadomo – taka była decyzja naszych „opiekunów” (było to śledztwo w sprawie Koła Braci Atomów). Szczęśliwie – po wypuszczeniu z aresztu – Edek kontynuował naukę w II klasie technikum, a maturę zdał w 1952 r. Zgodnie z nakazem pracy zaczął pracować we Wrocławiu. Nie pracował tam długo – przeniósł się do Wołomina pod Warszawą, gdzie pracował w Zakładach Drzewiarskich. Pracując, ukończył studia wieczorowe na Wydziale Budownictwa Politechniki Warszawskiej. Po ukończeniu studiów zaczął pracować w przedsiębiorstwach budowlanych na terenie Warszawy na różnych stanowiskach. Odbudowywał i budował Warszawę w różnych dzielnicach, głównie w Śródmieściu – do emerytury.    Był zawsze człowiekiem, prawym, odpowiedzialnym za wszystko co robił, nie tolerującym bylejakości i matactw, co odbijało się na nim niejednokrotnie dość boleśnie. Gdy odwiedziłem go już jako emeryta, przekonałem się naocznie jak sumiennym i pracowitym był człowiekiem. W mieszkaniu zauważyłem kilkanaście dużych segregatorów z obliczeniami i różnymi zestawieniami. Gdy go zapytałem, co to jest – okazało się, że Edek po przejściu na emeryturę został członkiem Rady Nadzorczej Spółdzielni Mieszkaniowej, w której mieszkał. Będąc wieloletnim specem od budownictwa szybko zauważył, że Zarząd Spółdzielni nierzetelnie oblicza koszty różnych prac budowlanych, obciążając nimi lokatorów. I Edek zaczął te koszty analizować i sprawdzać na własną rękę. Znajdował nieścisłości, domagał się ich korekty i zmniejszenia obciążeń dla lokatorów, informował o tym na zebraniach mieszkańców. Stał się „solą w oku” kierownictwa spółdzielni. Wymagało to jednak od niego żmudnej, prawdziwie benedyktyńskiej pracy, którą wykonywał przez dobrych kilka lat, oczywiście społecznie.       Będąc na emeryturze zaczął pisać wspomnienia, a był prawdziwym świadkiem historii. Urodzony w 1929 r. przeżył kilka (nie waham się tak tego nazwać) epok historycznych: okres przed wybuchem II wojny światowej, okres wojny ze zmieniającymi się okupacjami niemieckimi i radzieckimi wraz z ewakuacją Łomży, okres PRL-u, okres po transformacji 1989 r. Opisał to wszystko, co widział i przeżył w swoich wspomnieniach, których więcej niż połowę przeczytałem i jestem pod ich wrażeniem. Zresztą nie tylko ja. Tak się złożyło, że Edek działając w Radzie Nadzorczej Spółdzielni miał żywe kontakty z miejscową telewizją i tą drogą dowiedzieli się o nim i jego wspomnieniach pracownicy Uniwersytetu im. Kardynała Wyszyńskiego, dr hab. nauk historycznych i dr socjologii, nawiązali z nim kontakt, zapoznali się z jego wspomnieniami, które już napisał i ocenili je bardzo wysoko, jako materiał historyczny. Wyrazem tego było zorganizowanie przez nich spotkania Edka z młodzieżą, gdzie Edek opowiadał fragmenty swoich wspomnień, a organizatorzy nagrali to na płytach. Niecierpliwie oczekiwali dalszego ciągu wspomnień dotyczących jego pracy w budownictwie na terenie Warszawy. Całe życie Edka Dardzińskiego było realizacją jego młodzieńczych ideałów – odbudowy kraju, pracy społecznej, czynienie ludziom dobra. Pozostanie na zawsze w naszej pamięci. Mam nadzieję, że jeszcze poprzez fragmenty swoich wspomnień przemówi do nas z łamów publikacji Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej.

Wiktor Wysłouch