Orlikowska Celestyna

Celestyna Orlikowska, dyrektora Gimnazjum im. M. Konopnickiej w Łomży.  Pochodziła ze starej arystokratycznej rodziny z bogatymi tradycjami patriotycznymi. Tina, jak pieszczotliwie nazywała ją jej Matka, urodziła się 24 kwietnia 1892 roku w Fedorówce na Podolu. Była prawnuczką kpt. Józefa Orlikowskiego, dowódcy artylerii w oddziale Wacława Rzewuskiego w czasie Powstania Listopadowego, który popełnił samobójstwo w chwili klęski pod Daszowem, a zdarzenie to uwiecznił Juliusz Słowacki w wierszu Duma o Wacławie Rzewuskim. Z kolei jego syn, a dziadek Celestyny – Stanisław Tytus, brał udział w Powstaniu Styczniowym. Matka – Magdalena z d. Kopernicka, była córką Izydora, antropologa, również uczestnika Powstania Styczniowego. Brat jej był polskim dyplomatą w ZSRR.  Studiowała na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego, uzyskując  w 1926 r. tytuł  doktora.  Całe życie była osobą samotną. Od 1929 r. działała  w harcerstwie. W  pierwszej połowie lat trzydziestych pełniła funkcję drużynowej przy Szkole Ćwiczeń Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie była dyrektorką. Była delegatką na Walny Zjazd ZHP,  który odbył się w tym mieście w 1930 r.  W  roku szkolnym 1935/36 została dyrektorką Gimnazjum i Liceum im. M. Konopnickiej w Łomży. Była jedną z nielicznych nauczycielek na Białostocczyźnie z tytułem doktora. Dbała nie tylko o należyty stan budynku i odpowiednio wysoki poziom nauczania w  powierzonej jej szkole,   ale także  dużą wagę przywiązywała do podnoszenia  kondycji fizycznej uczennic. Robiła to nie tylko poprzez obowiązkowe ćwiczenia gimnastyczne, ale także przez organizowanie różnych zajęć pozalekcyjnych. Wspomina to Wanda Stańczuk  (wówczas Wandzia Kowalska): – Lekcje gimnastyki lub gry i zabawy odbywały się często na świeżym powietrzu. Zimą, jeśli był duży mróz, jeździłyśmy na lodzie na boisku szkolnym, gdzie zrobiono lodowisko na wyznaczonym odcinku (…) A największą frajdą  były saneczki. Na spadzistej ulicy Woziwodzkiej (….) był tor saneczkowy zbudowany na całą zimę z ubitego i zmarzniętego śniegu (….) Wchodziło się na górę po schodach z poręczą, siadało na sanki i jechało bardzo daleko na sam dół Woziwodzkiej (…) Trzeba nadmienić, że przed wojną zima była zimą, a lato – latem…  Po południu dwa razy w tygodniu miałyśmy gry i zabawy. Wtedy ćwiczyłyśmy na boisku szkolnym. Tam stał budynek, a w nim z jednej strony sprzęt gimnastyczny: piłki, łyżwy itp., a  z drugiej  –  ławy, aby można było włożyć buty do łyżew, czy odpocząć. Latem grałyśmy w siatkówkę, krokieta  i inne gry. Były również szczudła. Były to dość ciężkie kije z podstawkami pod nogi i wgłębieniami na pachy (…) Szczudła niosło się do specjalnej ławy, wchodziło na nią, brało się je pod pachę, na podstawkach stawiało nogi (…) i spacerowało po całym boisku. Było 5 poziomów wysokości podstawek. Każda  z nas chciała nauczyć się chodzić na piątym (…) Nawiasem mówiąc, bardzo lubiłam chodzenie na szczudłach. To była miła zabawa i wyrabiała siłę rąk i nóg.. Swoją przełożoną wspomina także Anna Oczepowska, wówczas Hanka Kossakowska: (…) Wkrótce po moim przyjściu do gimnazjum zmieniono nam dyrektorkę. Została nią bardzo aktywna, energiczna i chyba stukilowa „stara panna” – „druhna Celestyna”. Ta wzięła się do porządku i remontów w szkole. Między innymi na sali rekreacyjno-gimnastycznej i górnym korytarzu zerwano podłogi i położono parkiet z jasnych dębowych klepek. Od tego czasu obowiązywała nas zmiana obuwia. Musiałyśmy kupić tzw. „meszty” (od razu dostępne w sklepach łomżyńskich). Były to kapcie z brązowego płótna na cienkiej skórce, obrzydliwe i liche – nie wystarczały na jeden rok i często obserwowało się „kiwanie palcem w bucie”. Dlatego pani przełożona (bo tak nazywano wówczas dyrektorkę gimnazjum żeńskiego)  wkrótce doczekała się  od naszych „artystek” piosenki, że „… o dobro szkoły dbała, parkietem wyłożyła i w meszty nas ubrała…” „Druhna Celestyna” dbała też o własną tężyznę fizyczną i w dni wolne, często  wraz z uczennicami, wybierała się na wycieczki rowerowe. Szkolne humorystki ułożyły z tej okazji też  piosenkę ze słowami:  „…gdy rower jęczy  i stęka, siodełko się ugina – to jedzie na wycieczkę druhna Celestyna…” A druhna Celestyna, mimo że znała tę piosenkę, nie poszukiwała ani autorki, ani wykonawców. Doceniała uczniowski humor i nawet nie przyszło jej do głowy, by szukać jakiegoś „rewanżu” na swoich wychowankach. Nie potrzebowała taką metodą podnosić wśród nich swego autorytetu – wystarczał jej autorytet naukowy. Była bowiem dyrektor Orlikowska – doktor nauk przyrodniczych – wspaniałą nauczycielką, biologiem. Była też pani przełożona  prawdziwą harcerką. Opiekowała się drużyną gimnazjalną, latem pływała ze swymi harcerkami kajakami, jeździła na obozy. Na koloniach w Morgownikach dziewczęta pływały w Narwi, organizowały piesze wycieczki do lasów kurpiowskich, zdobywały harcerskie sprawności. – W 1939 roku składałyśmy maturę. Jest nas mało, widzę jak stoi na scenie, wygłasza przemówienie i wysyła nas na wojnę… Wojnę już się czuło – za oknami mojego domu wyrastały kolejne bunkry, zamaskowane pozycje karabinów maszynowych, a my przechodziłyśmy przeszkolenie sanitarne. Nie przypuszczałam nawet, że to organizowane przez panią Orlikowską przeszkolenie będę już za trzy miesiące wykorzystywała praktycznie w obronie Warszawy – wspomina Halina Miroszowa. Pod koniec sierpnia 1939 r. na kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego w budynku gimnazjum zostało zak­waterowane wojsko. W mieście narastał niepokój. Pierwsze rozporządzenie wojenne łomżyńskich władz miejskich, które dotyczyło szkół, a także niektórych urzędów, nakazywało ewakuację kadr pedagogicznych oraz kancelarii szkolnych. Dyrektorka Orlikowska, obok dokumentacji szkolnej, zabrała ze sobą również sztandar szkoły. Nad ranem, 2 września, pociąg ze skrzyniami, w których spakowane były ważne papiery państwowe i szkolne, zatłoczony personelem urzędniczym i nauczycielami oraz ich rodzinami ruszył w drogę i nie  niepokojony przez lotnictwo niemieckie dotarł do Siedlec, gdzie nastąpił pierwszy podział ewakuowanych. Stamtąd część nauczycieli wysłano do majątku w Janowie oraz okolicznych wsi. Dość duża grupa urzędników zakwaterowana została w Siedlcach. Reszta łomżyniaków czekała na swój los w pociągu. Los ten nie był dla nich łaskawy. W nocy stacja została zbombardowana przez lotnictwo niemieckie. Podczas owego nalotu zginęło wiele ludzi; wśród nich – dwaj nauczyciele szkół powszechnych. Były to pierwsze ofiary II wojny światowej z grona pracowników oświaty łomżyńskiej. Dyrektor Celestyna Orlikowska po tej tragicznej nocy ze złamaną nogą odjechała do Warszawy. – Od wakacji 1939 roku mieszkałam z rodzicami w Warszawie. Do konspiracji wstąpiłam bardzo wcześnie. Od początku 1940 roku byłam kolporterką tajnej prasy. Będąc któregoś dnia  w punkcie odbioru „Biuletynu Informacyjnego” widzę nagle przez okno – Tina! Jej pierwsze pytanie brzmiało: „Jesteś w konspiracji?”  Ona już była w ZWZ kolporterką prasy Armii Krajowej w „dużym kolportażu”, to znaczy na zagranicę. Woziła prasę na Ukrainę do Winnicy i Kijowa – była z tamtych stron, znała ukraiński – przypomina sobie Halina Miroszowa. Na początku 1941 roku została odsunięta od kolportażu, ponieważ jej mieszkanie (Belwederska 36/38 m. 141) oraz miejsce pracy — Rada Główna Opiekuńcza (Sienkiewicza 14),  które były użytkowane przy przerzucie prasy na prowincję, były znane kolporterce, która uprzedziła grypsem z 9 lutego 1941 r., pisanym z Pawiaka, że „sypie”. Pod koniec sierpnia 1941 r. Zygmunt Hempel „Mecenas” zaproponował jej zorganizowanie  podziemnej drukarni. Jej historię opisała w początku lat 70. ub. wieku i opublikowała w Roczniku Warszawskim (t. 13, rok 1975, str. 281-310). Pierwszą stronę tej publikacji, ze wstępem redakcji, prezentujemy poniżej. W sierpniu 1942 w związku z nieporozumieniami w KON i możliwością obserwacji przez niepowołanych ludzi, co mogło skutkować dekonspiracją drukarni, Celestyna Orlikowska  powróciła do   kolportażu BIP KG AK. W swojej działalności konspiracyjnej miała wiele szczęścia. Aresztowana  dwukrotnie w pierwszym  okresie działalności kolporterskiej (pierwszy raz przy przechodzeniu granicy, a drugi — w pociągu), prawdopodobnie (jak wspominała) dzięki znajomości języka niemieckiego i szybkiemu refleksowi, a także wiekowi (50 lat), wychodziła na wolność. Niestety, szczęścia tego zabrakło  16 maja 1943 r. Aresztowana, nie odzyskała wolności i osadzona została (pod nazwiskiem Hilda Kühlen) w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück. Była tam  nauczycielką biologii dla więźniarek, a od 1944 r. należała do drużyny „Murów” –   tajnej  drużyny starszych harcerek, która działała w obozie w Ravensbrück od 31 listopada 1941 roku. Po zakończeniu wojny powróciła do Polski i swego zawodu. Nadal uczyła. Początkowo zamieszkała w Tczewie, gdzie pracowała jako nauczycielka w Państwowym  Liceum  Gospodarstwa Wiejskiego. Nie wykluczone, że chcąc powrócić do Łomży, zgłosiła się do „swego przedwojennego kuratorium” w Białymstoku. W drugiej połowie lat 40. kuratorium białostockie kierowało nauczycieli (szczególnie takich „niepewnych politycznie”) do nowo organizowanych szkół polskich na Mazurach  (zwanych wówczas „Ziemiami Odzyskanymi”). Do mazurskich miast i wsi trafiło wówczas również kilkunastu przedwojennych nauczycieli łomżyńskich. Wśród nich znalazła się także  pani Orlikowska,  która od 1 stycznia do 30 sierpnia 1950 r., ucząc biologii i chemii, pełniła jednocześnie funkcję dyrektora Liceum Agrotechnicznego w Karolewie koło Kętrzyna, skąd już od początku roku szkolnego 1950/51 została skierowana do Giżycka. W 1952 roku pani Orlikowska musiała zrezygnować z pracy w szkolnictwie. (Usuwanie przedwojennych nauczycieli – taka była wówczas polityka kadrowa w szkolnictwie w całej Polsce). Po odejściu ze szkolnictwa pracowała jako starszy asystent Biblioteki Akademii Medycznej w Gdańsku. W 1956 roku przeszła na emeryturę, ale pisała artykuły odnoszące się do historii nauk przyrodniczych i medycznych w Polsce. Opublikowała w sumie osiemnaście tekstów, w tym kilka o charakterze dużych rozpraw naukowych. Po przejściu na emeryturę przeniosła się  do Warszawy. Utrzymywała nadal  kontakty z „Murami”. Uczestniczyła w ich zlotach –  w 1970 roku w Warszawie i  w 1972 w Łodzi. W 1975 roku otrzymała Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, a w 1976 odznaczona została Krzyżem Zasługi dla ZHP. Ten dom ludzi samotnych, gdzie zamieszkała na koniec – to był Dom Wysłużonego Pracownika Służby Zdrowia. Napisała i opublikowała, omówioną wyżej, historię tajnej drukarni przy ul. Ogrodowej 62, a także zbierała dokumentację do wspomnień ze swoich studiów sprzed I wojny o  dziewczynach, które kończyły studia wyższe, co w owych czasach było dość rzadkie. Odeszła na Wieczną Wartę 6 czerwca 1977 roku i spoczęła na warszawskim cmentarzu powązkowskim  (Kw 186-V-10).