Liszewski Bolesław

Liszewski Bolesław (1930-1991), ks. Urodził się 24 marca 1930 r. we wsi Solistówka, w parafii Rajgród. Rodzice, Władysław i Józefa z Czaplińskich pracowali na roli. Mieli 9 dzieci, Bolesław był jednym z najmłodszych. Chodził do szkoły w rodzinnej wsi. Za czasów okupacji sowieckiej uczył się w pobliskiej Tobyłce. Po wkroczeniu Niemców w 1941 r. jego nauczycielami było starsze rodzeństwo. W kwietniu 1945 r. zdał egzamin do Państwowego Gimnazjum i Liceum w Augustowie. W lipcu 1950 r. uzyskał świadectwo dojrzałości i bezpośrednio po maturze „mając szczerą wolę oddania się w służbie Bogu” wstąpił do Seminarium Duchownego w Łomży. Święcenia kapłańskie przyjął 3 lipca 1955 r. z rąk biskupa Czesława Falkowskiego, który mianował go wikariuszem parafii Wąsosz. Ks. Bolesław chciał studiować dalej, upodobał sobie filozofię. Studia rozpoczął w październiku 1956 r. ; dodatkowo (poza filozofią) studiował nauki społeczne. Magisterium z filozofii uzyskał w czerwcu 1960 r., stopień doktora filozofii chrześcijańskiej 21 czerwca 1967 r. na podstawie pracy pod tytułem „Koncepcja religii u H. Kołłątaja na tle przemian umysłowych XVIII wieku”. W dalszym ciągu przebywał w Lublinie przy jednej z parafii i włączał się do duszpasterstwa. Ostatni rok przed doktoratem, od 1 sierpnia 1966 r. był w Łomży wikariuszem parafii św. Michała Archanioła, czyli katedry. Na tym stanowisku pozostawał do 4 lipca 1972 r., wykładając równocześnie w seminarium duchownym. Dodatkowo od 6 września 1968 r. pełnił funkcję profesora seminarium duchownego w Łomży – wykładał historię filozofii. Po zwolnieniu z obowiązków wikariusza ks. Bolesław od 5 lipca 1972 r. był wykładowcą nauk filozoficznych w seminarium, wykładał wstęp do filozofii, teodyceę, metafizykę i współczesne kierunki filozoficzne. 29 listopada 1991 r. został kapelanem Sióstr Benedyktynek. Do jego obowiązków należało codzienne odprawianie mszy św., odprawianie dodatkowych nabożeństw, jak majowe, czerwcowe, październikowe, opieka duszpasterska względem Sióstr i przybywających do kościoła wiernych, wygłaszanie dwa razy w miesiącu konferencji do Sióstr. Wykłady i kapelania – to podstawowe obowiązki ks. Bolesława. Od 1 października 1974 r. do 31 grudnia 1985 r. pracował w Sądzie Biskupim w Łomży. Praca ta niezbyt Mu odpowiadała, poprosił więc biskupa o zwolnienie i je uzyskał. Ponadto od 28 września 1983 r. był opiekunem duchowym Klubu Inteligencji Katolickiej w Łomży. W tej roli czuł się bardzo dobrze. Spotykał się więc z ludźmi jako wikariusz, profesor, kapelan, opiekun KIK-u. Jako wikariusz i doktor filozofii w salce nad zakrystią uczył małe dzieci i młodzież. Dzieci Go lubiły, ale potrafiły też zakrzyczeć. Zatykał wtedy uszy palcami i uśmiechał się… Wielu mieszkańców Łomży znało ks. Bolesława z kościoła Panien Benedyktynek. Kazania mówił krótkie, treściwe, poruszał w nich tematy religijne. Przed mszą św. siadał do konfesjonału, wiele osób chętnie u niego spowiadało się, słuchał i rozgrzeszał bez zadawania zbędnych pytań. Szczególnie w pierwsze piątki chodził do chorych, nawiedzał do dwudziestu osób. Pewna grupa ludzi żyła z ks. Bolesławem bliżej. Od czasu zamieszkania w domu przy kościele zakonnym gromadzili się u niego „Metafizycy” – głównie nauczyciele, ale również mniej wykształceni ludzie. Ks. Bolesław czytał książki filozoficzne, sami uczestnicy przygotowywali referaty. Dyskusja bywała bardzo żywa, ksiądz wówczas milczał, dopiero poproszony wyrażał swoje zdanie. Częstował herbatą i ciastkami, niektóre panie przynosiły własne wypieki. Spotkania odbywały się w zasadzie w każdą niedzielę po mszy św. wieczornej, trwały 2-3 godziny. Ks. Bolesław nazywał tych ludzi „wspólnotą”. Niektórzy członkowie wspólnoty należeli do Klubu Inteligencji Katolickiej, grupy urzędowo zarejestrowanej. Klub liczył kilkadziesiąt osób, spotkania odbywały się raz w miesiącu lub rzadziej, w programie spotkania był referat, dyskusja, sprawy bieżące. Ks. Bolesław lubił książki, gromadził je od wczesnych lat. Często zachodził do księgarni, kupował opracowania z dziedziny filozofii, historii, literatury, sztuki. Książki chętnie udostępniał, nawet nie zapisywał nazwiska wypożyczającego. Biblioteka posiadała dużą wartość, również materialną. W testamencie zapisał poszczególne działy członkom swojej wspólnoty, seminarium duchownemu, rodzinie, siostrom zakonnym. Sam dużo czytał – zarówno książki, jak i bieżącą prasę. Może dlatego nie kupił telewizora… Był człowiekiem wewnętrznie samotnym. Swój domek mieszkalny nazywał pustelnią. Nigdy nie był za granicą, na wakacje wyjeżdżał tylko do Lublina, gdzie mieszkał u sióstr zakonnych. Rodzinę odwiedzał rzadko. W testamencie jakby usprawiedliwiał się z tego, zaznaczył, że rodzinę kochał. Z księżmi żył w przyjaźni, ale do nikogo nie zachodził. Istnieje np. zwyczaj, że na imieniny księża odwiedzają się. On imienin nie urządzał. Najczęściej kontaktował się ze swoją wspólnotą, ale przyjmował ich u siebie. Cechowała go pogoda ducha. Był zawsze uśmiechnięty, nawet idąc ulicą. Na wieść o jego śmierci jacyś mężczyźni rozmawiali, że „umarł ten uśmiechnięty ksiądz”. W dzień pogrzebu dzieci przyszły do zakrystii dowiedzieć się, gdzie jest „ksiądz śmieszek”. Siostra im wyjaśniła, że odszedł do Bozi. Kiedy siostra zakonna czyniła lekarzowi zarzut, że nie uchronił księdza od śmierci, usłyszała: „On się z nas śmiał”. Często powtarzał: życie jest piękne, świetne, wspaniałe. Jako wikariusz załatwiał pogrzeb: żona powiadomiła o śmierci męża. Popatrzył na zmartwioną kobietę, powiedział: „Wspaniale, proszę pani”, na co kobieta też uśmiechnęła się. Ten ciągły uśmiech był wyrazem przyjaźni wobec ludzi, ale chyba i samoobrony, nieśmiałości. Był wrażliwy na potrzeby innych. W testamencie zaznaczył: „Ludzie zwracali się do mnie w rozmaitych potrzebach, przeważnie materialnych, nie mogłem im odmówić”. Wspomagał rzeczywiście potrzebujących, ale głównie uzależnionych od nałogu. Ci byli natarczywi, zastępowali drogę, przychodzili do zakrystii. Mówił: „Jak im nie dam, to pójdą kraść”. Jakby się bronił przed tym, wyłączał dzwonek w mieszkaniu, miał umówione sygnały z przyjaciółmi. Następnego dnia po pogrzebie człowiek z nałogiem przyszedł do zakrystii po wsparcie. Kiedy siostra wyjaśniła, że ksiądz umarł, tamten powiedział: „Jaka szkoda!” Ks. Bolesław miał zapewnione codzienne wyżywienie w seminarium duchownym, mieszkanie i opał dawały siostry benedyktynki, one dbały o wystrój i remonty kościoła. Za pracę w seminarium i kościele otrzymywał pensję i chociaż te pieniądze wydawał na książki, czy potrzebującym, nie odczuwał biedy. Wprawdzie samochodu nie miał, ale go nie potrzebował – nie miał prawa jazdy. W testamencie zaznaczył: „Pragnąłem być ubogi zgodnie z nauką Ewangelii i Kościoła katolickiego”. Od lat nosił ten sam płaszcz i jesionkę, chodził w wysokich pantoflach, nieco wykrzywionych. Nosił długie włosy, czym zwracał na siebie uwagę. Pewnego razu przełożony polecił Mu ściąć włosy. Odpowiedział: „Dobrze, ale nie wiem, czy ksiądz biskup wie, że ten problem odrasta”. Potem dano Mu spokój. Wielu podziwiało ks. Bolesława. Swoją osobowością przyciągał ludzi do zakonnego kościoła w niedziele i zwykle dni. Cieszył się uznaniem również wśród duchowieństwa. Jednym z tego wyrazów było nadanie Mu 24 września 1986 r. godności prałata papieskiego. Przyjął do wiadomości wyróżnienie, ale nie zamówił stosownych do tej godności szat. Na pytanie kogoś z rodziny o posiadane godności, odpisał, że wszystko wyczytają po śmierci. Od dawna chorował na serce, ale nie opowiadał o tym. Nie dopuszczał do siebie lekarzy. Również rodzina nie wiedziała o chorobie. Nie chciał im robić problemu swoimi kłopotami. Funkcję profesora seminarium pełnił do śmierci, do 28 listopada 1991 r. Miał wykład, wyszedł na przerwę międzylekcyjną… Po kilkunastu minutach skończył życie. Zmarł nagle na rozległy zawał serca. Po uroczystościach żałobnych w katedrze spoczął na cmentarzu parafialnym w Łomży. Grób znajduje się blisko kaplicy pogrzebowej, naprzeciw głównego wejścia. „Wyrażam wdzięczność tym, którzy mnie nie znali, a tych których spotykałem na swej drodze życia, na ulicach Łomży, byli dla mnie znakiem radości i nadziei na życie lepsze i piękniejsze” – napisał w testamencie.(„Wiadomości Łomżyńskie”, nr 31.)