Cwalina Andrzej

Cwalina Andrzej – artysta plastyk. Nie mieszka nad Narwią, ale nie zapomina o swoim rodowodzie. Pielęgnuje wszelkie powiązania i kontakty, a tutejsze nuty wciąż żywo brzmią w jego malarstwie. Urodził się w 1954 roku w Lublinie. Ojciec pochodził z podłomżyńskich Olszyn, a do Lublina trafił z nakazem pracy po ukończeniu Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. „Dziadkowie mieszkali w Olszynach aż do śmierci – opowiada Andrzej Cwalina – więc wszystkie wakacje w dzieciństwie spędzaliśmy u nich. Siostra ojca, Halina, wyszła za mąż za Żochowskiego z Drozdowa. Mieli też 4 dzieci, więc ile mogliśmy spędzać czasu w Drozdowie, tyle spędzaliśmy.  W Olszynach było fajnie, ale nudno porównując drozdowskie szaleństwa. Pokonanie 6  km piechotą czy rowerem to była pestka. Wakacje u babci – to są moje tutejsze korzenie psychiczne. Pamiętam cudowne odpusty – biel koszul, straganowy gwar i zabawy wiejskie. Pamiętam żniwa z kosami. Czytając „Chłopów” –  ja to wszystko widziałem. Czytając „Konopielkę”– ja to wszystko widziałem. Słysząc „Jedwabne” – ja to wszystko wiedziałem od dziadków, wątki z „Idy” i „Pokłosia” są całkowicie zrozumiałe. W czasie pobytu dorosłego w Drozdowie wiedza ta została ugruntowana. Miałem we krwi lato w Drozdowie, musiałem wpaść nawet na krótko każdego roku”. Andrzej Cwalina studia odbył we Wrocławiu, w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych na Wydziale Architektury Wnętrz i Wzornictwa Przemysłowego. Uzyskał specjalność architekt wnętrz (dyplom w 1979 roku). Potem przez 3 lata mieszkał w Lublinie. W 1982 roku zamienił wakacyjne wizyty w Drozdowie na dziewięcioletni pobyt. W tym okresie dużo malował, brał udział w wystawach, zajmował się grafiką wydawniczą, projektował plakaty i znaki graficzne, grał na perkusji w zespole „Browar Łomża” (do 1985 roku). W połowie lat 80. podjął się przygotowania aranżacji stałej ekspozycji przyrodniczej według własnego projektu w drozdowskim Muzeum Przyrody. Po latach wspomina: „ Z nieodżałowanym Chylem tworzyliśmy ekspozycje z niczego własnymi rękami. Do tego stopnia się udało, że Muzeum i ja dostaliśmy nagrodę Ministra Kultury i Sztuki. Do dziś główne wystawy są nietknięte. Podobnie jak,  liczące 30 lat, mapy, plansze, diorama i logo (z batalionem). Meble projektowane do piwnic też funkcjonują (na parterze). Plusz farbowali specjalnie dla nas, itp. Cudne czasy”. Drugą dużą realizacją była praca przy renowacji wnętrza kościoła parafialnego w Drozdowie. Andrzej Cwalina namalował tam stacje Drogi krzyżowej, kopiując oleodruki francuskie fundowane jeszcze przez Lutosławskich (obecnie w kościele w Olszynach) oraz zajął się odnowieniem ołtarzy i nieba w prezbiterium. Ocalił wtedy wcześniejsze polichromie przed przemalowaniem. Wierzy, że po kolejnym remoncie nadal zachowają swój pierwotny wygląd. Warto jeszcze wspomnieć, że twarze aniołków w ornamencie biegnącym ponad oknami kościoła są twarzami dzieci artysty oraz innych dzieci z jego rodziny. Lata 80. to czas udziału Andrzeja Cwaliny w różnych wystawach, m.in. środowiska łomżyńskiego. Na jednej z nich, organizowanej przez Biuro     Wystaw Artystycznych, otrzymał nagrodę za najlepszą pracę roku 1985, a rok później zorganizował w BWA oraz Miejskim Domu Kultury-Domu Środowisk Twórczych dużą, indywidualną wystawę malarstwa i rysunku. Już wtedy w jego twórczości zarysowały się wątki i tematy związane z pejzażem, na co niemały wpływ miał zapewne krajobraz doliny Narwi. O tej zależności pisał Jan Kulka (Andrzej Cwalina był jego „nadwornym grafikiem”) we wstępie do katalogu wystawy (1986 rok): „Mieszkającemu na wsi, w Drozdowie już samo otoczenie narzuca pewną koncepcję form i barw, trzeba je tylko odpowiednio przefiltrować przez swoje ja, a może raczej wzbogacić o swoje ja, bez tego przecież prawdziwa sztuka nie może zaistnieć. Zieleń atakująca artystę przez niemal większą część roku, ze wszystkich stron, nie może być dla jego dokonań artystycznych tylko obojętną barwą”. Sam autor także podkreśla siłę oddziaływania drozdowskiego pejzażu na jego zmysły i wyobraźnię: „Najmocniej zapadły mi w pamięć późne wieczory, kiedy po skończonym dniu rodzina już głęboko spała, a ja wychodziłem na ganek, siadałem na jeszcze ciepłych betonowych schodach, zapalałem papierosa (wtedy byłem nałogowcem) i patrzyłem na całą pradolinę Narwi. Kiedy była pełnie księżyca, dolinę spowijała mięciutka mgła a wystające czubki drzew rzucały cień na puch z mgły. Pamiętam swoją wściekłość z powodu niemożliwości sfotografowania tego. O namalowaniu nie wspomnę. To uczucie chłodu powietrza, ciepłych schodów i ulotności przemieszczającej się mgły – zostanie do końca życia”. W 1992 roku artysta znów zamieszkał w Lublinie. Przez następne lata jego zajęcia zawodowe były związane z plastyką, ale obrazów nie malował. Powrócił do malarstwa po długiej przerwie. Efekty swojej pracy pokazał w 2012 roku, w czasie łomżyńskiej Nocy Muzeów (dla której zaprojektował logo), w Galerii Sztuki Współczesnej. Wystawę zatytułował „W poszukiwaniu utraconego raju”. Główną inspiracją stał się ponownie krajobraz znad Narwi, widoki Łomży i Drozdowa. Pojawiły się w różnych odmianach na obrazach z cyklu „Szczelina”, „Wylewy”, „Łomża”, „Drozdowo”, „Okno”. Artysta wykreował tu przestrzeń o wymiarze metaforycznym – uniwersalną i wieloznaczną, zabarwioną atmosferą zadumy i spokoju. Ważnym czynnikiem budującym tę przestrzeń stał się szlachetny, stonowany kolor i rozproszone, subtelne światło. Finezja środków wyrazu i bogata symbolika to wyróżniki sztuki malarskiej Andrzeja Cwaliny. Cechują one także tajemnicze „Studnie” oraz cykl „Schody do nieba” złożony z wyszukanych kompozycji ukazujących schody zanurzone w mglistej poświacie. Wyglądają niczym prekolumbijskie piramidy sięgające obszarów świata niematerialnego. Andrzej Cwalina wciąż maluje. Właśnie zaprezentował nowe obrazy w Galerii Sztuki Współczesnej w Łomży. Na płótnach ożywają ulubione tematy artysty. Przede wszystkim pejzaże, które twórca poddał finezyjnej przemianie sytuując je ponad granicami realności, nie pozbawiając przy tym czytelnych odniesień (cykle: „Droga”, „Wyrwa”, „Szczelina). Przedmiotem artystycznej transformacji są  także pojedyncze obiekty: studnia, schody, drzewo, ryba. W jej wyniku powstają  pozbawione dosłowności, syntetyczne formy o nienagannych kształtach i wysmakowanych kolorach, wśród których coraz śmielej pojawia się, niedoceniana dotychczas przez artystę, czerwień. Oświetlone niezwykłym światłem przestrzenie i przedmioty, emanują aurą tajemniczości i niedopowiedzenia oraz otwierają drogę do indywidualnych skojarzeń i interpretacji. Na wystawie znalazły się także obrazy ściśle związane z Łomżą. To „Kamienne schodki” i „Cmentarz żydowski”. Naznaczone poetycką atmosferą i osobistymi emocjami zapowiadają realizację kolejnych tematów, zapewne nie tylko łomżyńskich. Malarstwo zawładnęło artystą i nic nie powstrzyma go przed  tworzeniem, zwłaszcza, że po jego stronie jest talent i wyobraźnia, pasja i determinacja, energia i wrażliwość. (Karolina Skłodowska)