Blusiewicz Zygmunt

Zygmunt Blusiewicz (1898-1945) był moim dziadkiem, którego nie dane mi było poznać. Przyszedł na świat w 1889 r., jako jedno z ośmiorga dzieci Zygmunta i Adeli. Jego dom rodzinny znajdował się w Łomży przy ulicy Rybaki. Obraz, który przywołują we wspomnieniach jego dzieci:  moja mama i wuj, przedstawia młodego człowieka, wesołego, z poczuciem humoru, który ciężko pracował na roli. Chętnie też spotykał się ze znajomymi, chodził na potańcówki.

Ten energiczny, z głową pełną marzeń 19-latek w 1918 r. wstąpił do Łomżyńskiej Ochotniczej Straży Pożarnej, bo chciał pomagać innym. Rok później, w 1919 r., został powołany do I Pułku Piechoty Legionów Piłsudskiego. Brał udział w walkach z bolszewikami. Wyzwalał Wilno, walczył na Wileńszczyźnie i Białorusi, gdzie był dwukrotnie ranny. Za wojnę polsko-bolszewicką otrzymał Krzyż Wilno –Wielkanoc 1919. W 1920r. dziadek Zygmunt, jako legionista, brał udział w bitwie warszawskiej, walcząc pod dowództwem gen. Edwarda Rydza-Śmigłego, który 6 sierpnia 1920 po decyzji  Piłsudskiego o rozpoczęciu natarcia znad Wieprza, został dowódcą  nowo utworzonego frontu środkowego. Manewr rozpoczął się 16 sierpnia. W jego wyniku oddziały Rydza-Śmigłego wykonujące zadania pościgowe, zajęły m.in. Brześć, Zambrów, Białystok i Grajewo. Za wybitne zasługi bojowe dziadkowi, kapralowi Zygmuntowi Blusiewiczowi przyznany został srebrny Order Virtuti Militari. Za bitwę Warszawską otrzymał też Krzyż Na Polu Chwały 1920 Walecznym oraz pamiątkowy medal Polska Swemu Obrońcy. Medal ten nadawano jako wyróżnienie uczestnikom walk o niepodległość i zabezpieczenie granic Rzeczpospolitej, którzy od 1 listopada 1918 r. do 18 marca 1921 r. byli czynnymi żołnierzami.  W 1923 r. odznaczony został brązowym Krzyżem Zasługi.

W roku 1922 kpr. Blusiewicz ożenił się z Zofią Dębowską z Giełczyna. Dwa lata później  urodził im się syn Czesław. Dziadek pracował na roli i pełnił służbę w ochotniczej straży pożarnej. Należał do oddziału „Toporników”, ratując życie mieszkańcom Łomży, ich majątki i inwentarz. Był to najbardziej prestiżowy i reprezentacyjny oddział w straży. Za zasługi i  dziesięcioletnią służbę otrzymał złoty medal Sami Sobie – Odrodzenia  Polski 1918-1928.  W 1929 roku łomżyńska OSP obchodziła bardzo uroczyście swoje 50-lecie. 3 września, po uroczystej mszy św., strażacy  w mundurach, ze sztandarem przemaszerowali przez całe miasto. W czasie tej uroczystości zasłużonych strażaków odznaczono jubileuszowymi medalami. Wśród nich był mój dziadek.  W 1930 r.  dziadek Zygmunt z babcią Zofią i wujkiem Czesławem wyprowadził się z domu rodzinnego i wybudował swój dom, również przy ulicy Rybakien – to ten dom, w którym potem urodziła się moja mama.

1 września 1939 r. wybuchła II wojna światowa. 17 września 1939 r. Armia Czerwona, łamiąc polsko- sowiecki pakt o nieagresji, wkroczyła na teren Rzeczpospolitej. Z opowiadań mamy wiem, jak wszyscy drżeli o swoją przyszłość. Sowiecka armia „zadomowiła się” na terenach nadnarwiańskich do 1941 roku. Wtedy Niemcy zaatakowali ZSRR i  wyparli armię rosyjską za rzekę Narew. W  rodzinnym domu latem 1944 r. zamieszkali żołnierze niemieccy, lokując moich dziadków i ich dzieci w jednym pomieszczeniu – ciasnej kuchni. Jesienią,  wycofując się z naszych terenów, palili domy i całe gospodarstwa. Mama wspomina, że siedząc przed domem na pierzynie z płaczem prosiła niemieckich żołnierzy, aby nie podkładali ognia pod jej dom. W  zamian za  jedzenie i kosztowności, dziadkom udało się go ocalić, ale stodoła i pozostałe budynki zajęły się od płonących budynków sąsiadów. Cały inwentarz udało się wyprowadzić na pobliskie  łąki. Długo jednak nie cieszyli się ocalałym domem, bo ponownie po najeździe na Łomżę, niemieccy żołnierze  kazali się spakować i wszystkich kierowali w kierunku Piątnicy. Przyjechała cała rodzina babci Zofii Dębowskiej z Giełczyna. Dziadkowie cały dobytek zapakowali na furmankę. Razem uciekając ulicą Rybaki dziadek i rodzina babci popędzili konie i skręcili przed szkołą w ulicę Zieloną, a stamtąd uciekli do Giełczyna, do lasu, gdzie spędzili noc. O świcie wyruszyli do miejscowości Krajewo Borowe pod Zambrowem, gdzie zostali do lutego 1945 r. Mimo, że moja mama Krystyna była wówczas małą dziewczyną, sporo pamięta z tamtych okrutnych czasów. Wspominała, że w pomieszczeniach w których spali, łóżka stały ciasno obok siebie – jedno obok drugiego. Każdy miał przydzielone obowiązki. Wyżywienie, jak i funkcjonowanie w ciasnych izbach tak dużej ilości osób było logistycznie ogromnym wyzwaniem.

Po powrocie do domu, dziadkowie zaczęli powoli porządkować posesję, łąki. Zaczęły się prace w polu, życie powoli wracało do normy. Wydawało się, że teraz będą mogli cieszyć się sobą i wolnością. Niestety, dziadek Zygmunt podczas sprzątania, skaleczył się w palec. Zignorował  dość poważną ranę, w którą wdało się zakażenie. Lekarze, aby ratować życie dziadka, chcieli amputować rękę. Dziadek się nie zgodził. Nie pomogły prośby ani groźby całej rodziny. Powtarzał swojej żonie: „Nie będziesz chowała kaleki”. Gdy stracił przytomność, babcia błagała lekarzy, żeby za wszelką cenę ratowali życie dziadka. Było już jednak za późno. Dziadek Zygmunt Blusiewicz zmarł  8 maja 1945 r. Nie doczekał zakończenia wojny.

Bardzo żałuję, że nie poznałam dziadka, jednak podczas spisywania tych wspomnień na nowo odżyła we mnie pamięć o nim. Mimo że z pamiątek rodzinnych zachowało się niewiele: medale i odznaczenia, przechowywane od lat w przedwojennej puszce po herbacie, to bez wątpienia te pamiątki potwierdzają jego oddanie dla kraju. Mój dziadek był dla mnie człowiekiem pracowitym, z zasadami i ogromną odwagą. Kapral Zygmunt Blusiewicz jest moim bohaterem, bohaterem mojej rodziny i mojej Małej Ojczyzny – Ziemi Łomżyńskiej… Małgorzata Tola Lendzioszek