1918 Wyzwolenie miasta z rąk zaborców

Dnia 11 listopada 1918 roku Komendant Okręgu Łomżyńskiego POW Izydor Galiński wydał rozkaz w sprawie natychmiastowego rozbrojenia wszystkich Niemców. W trakcie trwających w tej sprawie pertraktacji Komitetu Obywatelskiego z gubernatorem niemieckim, na ul. Sienkiewicza doszło do incydentu zbrojnego, w wyniku którego zginął Leon Kaliwoda dowodzący I Drużyną Męską im. Tadeusza Kościuszki.

***
Już 10 listopada dał się zauważyć tajemniczy ruch w mieście. „Z okolicznych wsi i miasteczek zaczęli napływać członkowie P.O.W., niosąc ze sobą broń ukrytą i zapasy żywności. Zbrojne obsadzenie placówek i posterunków wojskowych miało odbyć się dnia 11 listopada o godzinie 3”. 11 listopada komendant Okręgu Łomżyńskiego POW Izydor Galiński wydał rozkaz: „Zarządzam natychmiastowe rozbrajanie wszystkich Niemców, jacy na naszych ziemiach znajdują się. O ile Niemcy nie będą stawiać oporu – nie zabijać. W razie oporu nie tolerować. Rozbrojonych nie brać do niewoli a puszczać w pokoju. Sprzęt wojskowy zgromadzić i pilnie strzec”. W Łomży rozkaz do rozbrajania wydał Leon Kaliwoda, stojący wówczas na czele I Drużyny Męskiej im .Tadeusza Kościuszki. W ramach przygotowań do akcji opracowano plan zajmowania kluczowych punktów w mieście. Wyznaczono też patrole uliczne, warty i sposoby komunikowania się.
W mieście powstał też Komitet Obywatelski złożony ze znanych osobistości ruchu narodowego, w skład którego weszli: Stanisław Kurcyusz, dr Mieczysław Czarnecki, Franciszek Hryniewicz, Stanisław Woyczyński, Jan Stolnicki i Władysław Świderski
W trakcie prowadzonych pertraktacji doszło do kilku incydentów zbrojnych na terenie miasta. Jeden z nich miał miejsce przed godziną 16 koło siedziby Feldpolizei na ul. Sienkiewicza. W jej trakcie śmiertelnie ranny został Leon Kaliwoda. Świadkiem jego śmierci była Józefa Grzymkowska, która tak zapamiętała to wydarzenie. „Leon padł na bruk, pośpieszyliśmy z pomocą i wnieśli go do najbliższej bramy, a potem jakiejś sutereny, bo baliśmy się nieść po schodach do lepszego mieszkania. Leon nie dawał znaku życia. […] Był blady, niebieskie oczy miał szeroko otwarte, źrenice bardzo powiększone. Wysłano łączniczkę po lekarza. Najbliżej, bo na ul. Wiejskiej 10 na parterze, mieszkał doktor Markiewicz. Przyszedł natychmiast. Patrzyliśmy z zapartym tchem w twarz lekarza. Nie wróżyła nic dobrego. W pewnej chwili doktor przestał szukać pulsu, wyjął z kieszeni latarkę elektryczną i zaświecił w oczy Leona. Po raz ostatni spojrzeliśmy w jego niebieskie, rozszerzone źrenice. „Nie żyje” – powiedział lekarz i opuścił izbę.
***

Tomasz Dudziński, Łomża w okresie II RP (1918–1939)