Wysłouch Janina

Janina Wysłouch, nauczycielka. Urodziła się w Dąbrowie Górniczej, gdzie pracował jej ojciec, a mój dziadek, Jan Rudowski, inżynier górnictwa. Zarówno on, jak i jego żona, a moja babka, Maria z Ostrowskich, pochodzili z Łomży. Babka miała swoje korzenie na Kurpiowszczyźnie – pamiętam, jak po wojnie odwiedzał moją Mamę jej kuzyn, a mój daleki wuj z okolic Myszyńca. Gdy ojciec Mamy zginął w czasie rewolucji 1905 r., wdowa po nim z dwoma córkami, Janiną i Walentyną, powróciły do Łomży. Mama skończyła szkołę średnią w Łomży, a potem filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Po zdaniu obowiązujących egzaminów i obronie pracy magisterskiej na temat „Twórczość młodzieńcza Narcyzy Żmichowskiej” otrzymała stopień magistra filozofii. Po skończeniu studiów przez rok pracowała w Łomży, w Gimnazjum im. Marii Konopnickiej. W tym czasie, w 1927 roku, wyszła za mąż za Bernarda Wysłoucha. Wyjechała z nim na Wileńszczyznę, do miejscowości Ospa, pow. Brasław (teraz Białoruś), gdzie Ojciec był nauczycielem, a później dyrektorem Szkoły Rolniczej. Ponieważ nie mogła pracować zawodowo (ówczesne prawo zabraniało pracy małżonkom w jednej instytucji), na początku lat 30. XX wieku Mama zajęła się pracą społeczną – organizowała i prowadziła do samej wojny bibliotekę w Opsie. Celem było propagowanie i rozwój czytelnictwa wśród ludności wiejskiej. By przybliżyć książki czytelnikom w poszczególnych wsiach, zorganizowała sieć stałych punktów bibliotecznych, gdzie małe zestawy książek z biblioteki gminnej były co pewien czas wymieniane. Jej działalność, propagująca czytelnictwo, cieszyła się dużym uznaniem ludności wiejskiej i władz oświatowych, co dokumentowały podziękowania Rady Gminnej w Opsie oraz Powiatowego Wydziału Oświaty w Brasławiu. Za skuteczne propagowania czytelnictwa i literatury pięknej na wsi otrzymała, niedługo przed wojną, honorową odznakę – „Laur Akademicki” od Akademii Literatury w Warszawie. Odznaczenie to zostało wraz z odznaczeniami Ojca zakopane w jednej z wsi w okolicy Opsy w czasie wojny. Wybuch wojny w 1939 r. zastał naszą rodzinę w Szkole Rolniczej w Opsie. Wojska radzieckie zajęły szkołę . Stacjonowały tam różne jednostki, ale jeszcze przez parę tygodni pozostaliśmy w naszym mieszkaniu. Pamiętam przerażenie Mamy, która dosłownie drżała ze strachu, gdy wojskowi pojawili się w naszym mieszkaniu na rozmowy z Ojcem jako administratorem szkoły. Dość szybko kazano nam opuścić Opsę. Ojciec znalazł wtedy mieszkanie (izbę w wiejskiej chacie) we wsi Zaborniki, około 4 kilometry od Opsy. W listopadzie 1939 r. ojciec został aresztowany przez NKWD, Mama została z nami sama – z dwójką małych dzieci, bez środków do życia, pogrążona w przerażeniu i rozpaczy. Ale szczęśliwie zajęli się nami miejscowi ludzie, uczniowie Ojca, i zapewnili środki egzystencji. W grudniu ktoś z miejscowych poinformował Mamę, że mamy być aresztowani i wywiezieni do Rosji. Akurat w tym czasie był u nas dawny pracownik szkoły pan Sawicki, który przyniósł żywność. Natychmiast zmobilizował Mamę do pakowania rzeczy i wywiózł nas saniami pod miasteczko Widze do pani Suszyńskiej, nauczycielki i koleżanki Mamy z Łomży. Tak zaczęła się nasza tułaczka po okolicznych wsiach, parę miesięcy w jednej wsi, parę w drugiej, by NKWD nas nie znalazło. Był to dla Mamy okres straszny. Jako dorosły dopiero to w pełni rozumiem. Sama kobieta, z dwojgiem małych dzieci, bez środków do życia, przechowywana i utrzymywana przez życzliwych ludzi, pod ciągłą presją aresztowania i wywózki, tułająca się od wsi do wsi. Podziwiam Jej siłę psychiczną i wolę przetrwania tego strasznego czasu. Mimo tego pewno zginęlibyśmy, gdyby nie popularność Ojca wśród tutejszej ludności, co zresztą nie umniejsza heroizmu Mamy. Oczywiście w trakcie tułaczki po wsiach Brasławszczyzny, w pełni doceniając okazywaną nam pomoc, Mama starała się być użyteczna dla swoich gospodarzy i zawsze stawała do pracy w polu, czy gospodarstwie. Pracowała jak każda wiejska kobieta. Ja również pomagałem w polu i w gospodarstwie, w miarę swoich sił i potrzeb lub pasłem krowy. Był to nasz rewanż dla naszych gospodarzy. Okres okupacji niemieckiej po 1941 r. to dla nas okres względnego dobrobytu. Mama dzięki znajomościom przedwojennym dostała posadę księgowej w majątku Dryświaty (przedwojenne majątki rolne zostały przez niemieckie władze okupacyjne objęte administracją i funkcjonowały względnie normalnie). Dostaliśmy mieszkanie, jeden pokój, i mieliśmy co jeść. W czasie okupacji niemieckiej Mama należała do AK. Co pewien czas partyzanci zjawiali się w majątku, rekwirowali żywność i Niemcom niewiele pozostawało. Po przejściu frontu, latem 1944 r., przenieśliśmy się z Dryświat, do życzliwych ludzi w pobliżu miasteczka Widze (zaścianek Kuśnierzyszki). Mama, żeby nie być na łasce wiążących koniec z końcem ludzi, podjęła pracę księgowej w Wielobranżowej Spółdzielni (Rajpromkombinat) w Widzach, gdzie pracowała do sierpnia 1945 r. Wieś, w której mieszkaliśmy znajdowała się około 7 km od Widz. Mama całą zimę 1944/1945, często po pas w śniegu, w mróz chodziła do pracy. Wychodziła o 4 rano, a wracała o 17-18, a pracowała tak sumiennie, że kiedy chciała wyjechać do Polski po zakończeniu wojny, nie chciano jej puścić z pracy jako wzorowego pracownika. Były poważne trudności ze zgodą na repatriację. I znów strach, że po wojnie NKWD przypomni sobie o nas, jeśli nie uda się nam wyjechać do Polski. Ale jakoś się udało. Ten okres w życiu Mamy to świadectwo jej hartu ducha i odporności psychicznej, niezwykłej próby charakteru, którą przeszła zwycięsko. Po przyjeździe do Polski – do Łomży  – dom po babci stał się punktem zaczepienia w znanym środowisku. Mama zgłosiła się do pracy w Państwowym Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym w Łomży, do ówczesnej dyrektorki, pani Stanisławy Osieckiej, i od 2 października 1945 r. rozpoczęła pracę jako nauczycielka języka polskiego. Pracowała w tej szkole do 31.07.1949 r. 1.08.1949 r. została ‑ decyzją Kuratorium Oświaty w Białymstoku ‑ przeniesiona do pracy w Państwowym Liceum Pedagogicznym w Łomży jako nauczycielka języka polskiego, gdzie pracowała do 31.08.1951 r. Od 1 września 1951 decyzją Kuratorium wraca do szkoły ogólnokształcącej stopnia licealnego w Łomży, gdzie jako nauczycielka języka polskiego pracowała do emerytury w 1964 r. W trakcie pracy zawodowej ukończyła wiele szkoleń i kursów wakacyjnych dla nauczycieli języka polskiego i bibliotekarzy szkolnych. Po przejściu na emeryturę przeniosła się z Łomży do Bydgoszczy, gdzie mieszkała i pracowała jej córka, a moja siostra Anna Ostrowska, z domu Wysłouch. Będąc na emeryturze weszła w rolę babci, pomagając córce w wychowaniu dzieci. Szczególnie zajęła się wnuczką. Zaszczepiła jej zamiłowanie do książek, nauczyła rozumieć literaturę wzbogaconą o tło historyczne i społeczne epoki; języka francuskiego. Sama dużo czytała. Jej ulubionym autorem był Teodor Parnicki. Akcje jego książek i losy bohaterów śledziła w oparciu o historię i geografię obszarów, których akcja dotyczy. Do swoich ostatnich dni interesowała się żywo współczesnością: polityką krajową i międzynarodową, zmianami społecznymi i politycznymi. Prawie do śmierci utrzymywała kontakty ze swoją koleżanką, również nauczycielką Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Łomży, historyczką panią Jadwigą Dąbrowską. Umarła w 1991 r., już po transformacji.  Jaką była nauczycielką? Niestety, nie byłem jej uczniem. Jej uczennicami były moja siostra oraz Jadwiga Osiecka-Kapica, które wspominają, jaką nauczycielką była Mama. Ich wspomnienia były drukowane m.in. w „Wiadomościach Łomżyńskich”. Od siebie w tej sprawie dodam tyle, że gdy w latach 90. bywałem w Łomży na spotkaniach harcerzy-weteranów, prawie wszyscy spotkani tam ludzie byli uczniami Mamy z różnych roczników. Wciąż z pewnym zażenowaniem, ale i z dumą słuchałem nieustannych pochwał i zachwytów ‑ po kilkudziesięciu latach ‑ dotyczących Mamy jako nauczycielki, wychowawczyni, opiekunki harcerek i wzorca etycznego. A jaką osobą była Mama dla nas ‑ dzieci? Była troskliwa i opiekuńcza, ale wymagała dyscypliny. Musieliśmy rzetelnie wypełniać nasze obowiązki szkolne i domowe. Wiecznie zapracowana w okresie wojny i po wojnie, gdy brała na siebie dodatkowe obowiązki: biblioteka szkolna, dyżury w internacie. Docenialiśmy, że ciężko pracuje i będąc samowystarczalną utrzymuje nas i umożliwia ukończenie studiów. Mama była osobą o bardzo mocnych zasadach etycznych, niezwykle uczciwą. Na przykład: nigdy nie skorzystała z jakichkolwiek prezentów od rodziców swoich uczniów, nieraz mimo natarczywych nalegań, mimo że cierpieliśmy po wojnie niedostatek. W całym swoim postępowaniu była człowiekiem prostolinijnym, dzielącym wszystko na to, co dobre i co złe, bez tzw. „szarej strefy”. Tego wymagała od siebie i innych, w pierwszej kolejności od nas, swoich dzieci.